niedziela, 14 lutego 2016

Zawód – tłumacz

Opublikowano: Piątek 28 grudnia 2012

Zawód – tłumacz















Dr Witold Skowroński – znany i ceniony tłumacz konferencyjny. Dyrektor Szkoły Tłumaczy i Języków Obcych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wykładał na Uniwersytecie Stanu Nowy Jork i na American University oraz Catholic University of America. Jest aktywnym członkiem AIIC – Międzynarodowego Stowarzyszenia Tłumaczy Konferencyjnych w Genewie – i członkiem honorowym oraz byłym prezesem zarządu głównego Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich. Tłumaczy obrady Parlamentu Europejskiego w Brukseli i Strasburgu. Współpracował między innymi z królową brytyjską, Lechem Wałęsą, Aleksandrem Kwaśniewskim, Lechem Kaczyńskim, G.W. Bushem, papieżem Janem Pawłem II, Dalajlamą i wieloma innymi osobistościami.
Foto: BEATA PUPCZYK

Z dr. Witoldem Skowrońskim, tłumaczem konferencyjnym, rozmawia Beata Pupczyk
Jest pan znanym i bardzo cenionym tłumaczem. Czy od “zawsze” chciał pan tłumaczyć?
Od samego dzieciństwa miałem dwie miłości – muzykę i języki obce. Muzykę studiowałem najpierw, potem języki.
A co zdecydowało, że został pan jednak tłumaczem?
Mój stryj, który znał świetnie język niemiecki, zachęcił mnie do poznawania języków. Brał niemiecką gazetę i czytał mi ją a vista po polsku. Byłem pod wielkim wrażeniem jego sprawności językowych i tłumaczeniowych, tym bardziej iż nie był zawodowym tłumaczem. Zachwycony jego umiejętnościami zacząłem uczyć się języków obcych. Szkołę podstawową ukończyłem ze znajomością języków niemieckiego i rosyjskiego. Angielski zacząłem poznawać w trzeciej kolejności i właśnie on okazał się moją największą miłością.
Czy pamięta pan swoje pierwsze kroki w zawodzie, jakieś szczególne zdarzenie?
Tak. To szczególne zdarzenie to pierwsza w życiu konferencja międzynarodowa w roku 1974, podczas której tłumaczyłem symultanicznie. Jej temat to Sytuacja zająca szaraka w Europie. Konferencja ta wymagała długich przygotowań ze względu na specyficzną terminologię z zoologii, anatomii i fizjologii. Moje pierwsze doświadczenie tłumaczeniowe w całej rozciągłości potwierdziło prawdę znaną doświadczonym, profesjonalnym tłumaczom, iż tylko dobrze przygotowany tłumacz jest w stanie wywiązać się ze swego zadania.
No właśnie, kiedy oglądamy spotkania, w których bierze udział tłumacz, widzimy tylko część jego pracy. A jak wygląda przygotowanie, jak wygląda warsztat?
To zależy od rodzaju spotkania. Inaczej przygotowuję się do wielkiej, wielojęzycznej konferencji międzynarodowej, inaczej do kameralnego spotkania polityków, a jeszcze inaczej do tłumaczenia negocjacji handlowych. Dużo zależy też od tematyki spotkania. Kilka lat temu tłumaczyłem symultanicznie podczas międzynarodowej konferencji na temat chirurgii urologicznej. Konferencja trwała 5 godzin, a przygotowanie się do niej zajęło mi 3 dni. Tłumacze wynagradzani są za dzień pracy, a nie w wymiarze godzinowym, może więc powstać błędne wrażenie, że tłumacz wykonuje lekką pracę przez 5 godzin, a otrzymuje honorarium za dzień pracy. Przytoczony przeze mnie przykład pokazuje, jak wielkie wymagania stawiane są tłumaczom. Podobnie jest w przypadku przygotowań tłumaczy do pracy podczas wizyt zagranicznych np. prezydentów czy spotkań ich odpowiedników w Polsce. Przed wizytą tłumacz musi poznać tematykę rozmów, zapoznać się z odpowiednimi materiałami i dokumentami. Tłumacz powinien mieć szerokie zainteresowania i być przygotowany do tłumaczenia bardzo różnych wątków tematycznych, niekoniecznie bezpośrednio związanych z tematyką dyskusji. Na przykład, w czasie rozmów politycznych mogą być czynione uwagi dotyczące wyników rozgrywek w piłce nożnej. Wiedza z zakresu kultury docelowej jest także niezmiernie ważna. Komunikacja posiada również wymiar niewerbalny, dlatego znajomość elementów kinetyki komunikacyjnej jest ważnym składnikiem wykształcenia tłumacza. Przecież w znacznym stopniu porozumiewamy się gestami, które mają ogromne znaczenie w komunikacji, a nieodpowiednie użycie niektórych gestów rodzi poważne konsekwencje. Często porównuję pracę tłumaczy konferencyjnych do konsumowania tortu składającego się z wielu warstw. Tort konsumujemy pionowo wkładając do ust jednocześnie kilka jego warstw. Tłumacze również działają “pionowo”, ponieważ w każdej sekundzie ich pracy realizują jednocześnie wiele aspektów komunikacji językowej.
Praca pana jest fascynująca, ale jest jej druga strona – związana z wielkim stresem.
Stres destrukcyjny przeszkadza, natomiast konstruktywny pomaga człowiekowi w wykonywaniu ważnych zadań. Skoncentrowany kierowca prowadzący samochód z dużą prędkością zwykle popełnia mniej błędów, niż rozluźniony kierowca jadący z małą prędkością. Podobnie jest w tłumaczeniu konferencyjnym. Tłumacz pracujący na pełnych obrotach działa w warunkach stresu konstruktywnego i wtedy jest w stanie bardzo dobrze wykonać swoje zadanie. Praca tłumaczy jest niezwykle energochłonna. Według badań przeprowadzonych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) najbardziej energochłonne zawody to: astronauta, pilot wojskowy samolotu odrzutowego i tłumacz konferencyjny. Cechą wspólną tych trzech zawodów jest konieczność podejmowania decyzji w ułamkach sekund i świadomość, iż konsekwencje tych decyzji są nieodwracalne.
Co jest dla pana największym utrapieniem w pracy?
Myślę, że zła organizacja pracy tłumacza. Nadal bardzo niski jego status, który powoduje, iż potrzeby tłumacza często traktowane są jako najmniej istotne, chociaż to od niego najczęściej zależy sukces komunikacyjny konferencji. Tłumacz pełni rolę eksperta, którego zadanie polega na ułatwianiu komunikacji interlingwalnej. W języku angielskim istnieje określenie facilitator, które, moim zdaniem, dobrze określa rolę tłumacza jako osoby ułatwiającej komunikację.
Czy zdarza się panu “ratować” polityków, osoby, których wypowiedzi pan tłumaczy? Czy zmienia pan ich słowa?
Szczegółów nie mogę zdradzać, bo obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. Trudne do przetłumaczenia lub niefortunne wypowiedzi polityków wynikają z różnych przyczyn. Czasem są one powodowane brakiem znajomości kultury docelowej, a niekiedy wynikają z niezamierzonych przejęzyczeń. Przypomina mi się sytuacja, w której byłem zmuszony znacznie zmienić treść wypowiedzi zachowując jej sens. Było to w trakcie wizyty Lecha Wałęsy w Japonii. Podczas swego wystąpienia porównał on polskich komunistów do rzodkiewek mówiąc, że polscy komuniści byli na zewnątrz czerwoni, zaś w środku biali, ale nie wiedział, że w Japonii czerwone rzodkiewki są nieznane, a dostępna tam rzodkiew w kształcie marchwi jest biała w środku i na zewnątrz. Miałem dosłownie ułamek sekundy, żeby znaleźć inny czytelny dla Japończyków odpowiednik. Polskich komunistów porównałem do krewetek, a publiczność nagrodziła tę metaforę rzęsistymi brawami. W tym przypadku pomogła mi wiedza o japońskich warzywach, przypadkowo zdobyta podczas mojej poprzedniej wizyty w tym kraju. Dopiero podczas kolacji powiedziałem prezydentowi, że jego słynne rzodkiewki przetłumaczyłem na krewetki. Zupełnie inaczej należy, moim zdaniem, interpretować niefortunną wypowiedź prezydenta Obamy o “polskich obozach śmierci”. Sytuacja ta pokazuje, jak bardzo trzeba uważać na każde słowo, aby nie przekazać nieprawidłowego komunikatu. Ale najważniejsze jest to, że tłumacze nie tłumaczą słów, tylko komunikaty lub przesłania. Tłumacz wcale nie musi użyć tych samych wyrazów, których użył mówca w języku źródłowym, by komunikat został dobrze przetłumaczony. Czasem wręcz nie może użyć identycznych słów, bo brakuje ich odpowiedników w języku docelowym. Są natomiast dostępne inne środki językowe, które oddają dokładnie to samo znaczenie.
A ile czasu może pan pozostawać w stanie maksymalnej koncentracji?
Zależy to od rodzaju konferencji i od warunków, w których pracuję. W kabinie tłumaczy pracuje zwykle od dwóch do nawet pięciu osób. Kiedy tłumaczymy symultanicznie, zmieniamy się przynajmniej raz na pół godziny, ale bywają sytuacje, w których zmiana tłumacza następuje po kilku lub kilkunastu minutach. Jeśli w danym momencie nie tłumaczę, to nie oznacza, że mogę całkowicie “wyłączyć się” i odpoczywać. Chwilowo nieaktywny tłumacz i tak musi stale śledzić przebieg konferencji, ponieważ w każdej chwili może powstać konieczność jego włączenia się do pracy. Praca tłumacza wymaga odpowiedniego zarządzania energią i stresem. Osobom o niskim progu pobudliwości nie polecam tego zawodu.
A propos, jaką wskazówkę miałby pan dla tych, którzy rozważają pracę w zawodzie tłumacza?
Mówi się, że tyle razy się żyje, iloma językami się włada, dlatego warto znać wiele języków obcych. Przyszłym tłumaczom radziłbym, by studiowali w szkołach, które profesjonalnie przygotowują do tego zawodu. Warto zwrócić uwagę, że ostatnio w wielu krajach, także w Polsce, bardzo popularne stało się nauczanie tłumaczenia konferencyjnego. Niestety, często pedagogami przyszłych tłumaczy są nauczyciele języków obcych, dlatego warto rzetelnie sprawdzić kwalifikacje przyszłych nauczycieli, zanim zdecydujemy się na takie studia. Nauczaniem tłumaczy powinni zajmować się aktywni zawodowo, profesjonalni tłumacze z doświadczeniem dydaktycznym. Trudno uznać za tłumaczy profesjonalnych osoby, które sporadycznie wykonują tłumaczenia, a jeszcze trudniej wyobrazić sobie je w roli nauczycieli tłumaczenia. Warto tu powiedzieć, iż praktyka dowodzi, że tylko osoby dojrzałe językowo i intelektualnie mają największe szanse na przebrnięcie przez studia tłumaczeniowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz